Historia 160 lat temu wybuchło powstanie styczniowe. Charakterystyczną broń powstańców, kosy osadzone na sztorc widać było w niedzielę w lubelskim skansenie, gdzie spotkali się rekonstruktorzy, by przypomnieć tragiczne wydarzenia. Odtworzyli jedną z potyczek. Po niej, powstańcy i wrogowie w świetnych humorach spotkali się przy garnku z zupą.
Wystrzały z karabinów i muszkietów, huk armaty. Krzyki walczących, utyskiwania wpadających w głębokie błoto i śmiechy osób, które kibicowały rekonstruktorom, dopytując żartobliwie dlaczego ten zabity ma taką zadowoloną minę. Setki zdjęć i relacji, które natychmiast pojawiały się w sieci.
– To był epizod, który w historii oddziału Ćwieki ze Starościna, faktycznie występował. Oni czasami dostawali rozkaz, żeby oczyścić granicę z dezerterów, maruderów i tych, którzy rabowali dostawy broni dla powstańców. Jedno z takich wydarzeń miało miejsce w okolicach Jarosławia – relacjonują uczestnicy rekonstrukcji, którzy działają w Stowarzyszeniu Historycznym "Ćwieki" ze Starościna.
W niedzielę w Muzeum Wsi Lubelskiej jako pierwsi stracili człowieka, który stał na warcie.
– Zawsze warta pierwsza obrywa, ktoś musiał zginąć w pierwszej fazie – rozbrajająco tłumaczą pasjonaci historii i dodają, że każdy chce ginąć jak jest ciepło i sucho. Wczorajsze błocko i mokry śnieg nie zachęcały do grania zwłok.
Pan Janusz i Paweł, gdy nie walczą w powstaniu styczniowym, są rolnikami. Gdy zajdzie potrzeba, na przyczepę samochodowa ładują armatę i razem z innymi członkami Stowarzyszenia Michalec 1864 biorą udział w rekonstrukcji. Wczoraj ciężko pracowali, bo manewrowanie armatą na pagórkowatym terenie skansenu nie było łatwe. Ale budzili zainteresowanie oglądających, bo robili zdecydowanie najwięcej hałasu.
– Dlaczego nie strzelacie? – dopytywali fotografowie.
– No, zaraz, niech się rozejdą w swoich nie będziemy walić – tłumaczyli cierpliwie pozując do zdjęć w strojach odwzorowujących te z epoki.
– My jesteśmy pierwszy raz w skansenie, zaproszono nas do udziału choć zajmujemy się czasami o 200 lat wcześniejszymi, ale jesteśmy wielozadaniowi – opowiadał powstaniec przewieszając przez ramię muszkiet. Uwagę zwracały łodyżki wystające z kieszeni jego kożuszka. Okazało się, że to lawenda, która ma odstraszać mole od rzadko używanego okrycia.
Eleganckie panie w lisich czapach i aksamitnych pelerynach skrywających polary i puchówki oraz grupa młodych mężczyzn, to członkowie stowarzyszenia rekonstruktorów z Zawieprzyc. Aż żal było patrzeć jak doły sukien namakały na śniegu i błocie.
Powstańcza potyczka zakończyła się wspólną pamiątkową fotografią i powrotem do obozowiska, gdzie nad ogniskiem gotowała się powstańcza zupa. W 1863 wegetarianie raczej nie szli w bój, w garnku było więcej mięsiwa niż warzyw.
Rzeczywistość była okrutna, polskie powstanie narodowe przeciwko Imperium Rosyjskiemu trwało do jesieni 1864 i zakończyło się militarna klęską.